Globalizacja. Słowo to u jednych wywołuje
euforię związaną z powszechnym dostępem do treści i dóbr, które wcześniej były
przybytkiem lokalnym. U drugich znowu grymas złości i pesymizmu, który
spowodowany jest niepokojem o dalsze losy kultury, która ulega homogenizacji
oraz komercjalizacji. Jedni i drudzy mają swoje racje, ale faktem jest, że
globalizacja jest procesem niedającym się powstrzymać a jej mechanizmy przenikają
do wielu sfer, takich jak sztuka, kultura, rynek… Teraz już właściwie na jedno
wychodzi.
Telewizja odgrywa w procesie globalizacji
niebagatelną rolę. Od czasów jej upowszechnienia trudno wyobrazić sobie świat
bez niej. Tyle, że na pewno nie jest
oknem na świat. To nie miejsce na egzotykę i eksplorowanie nieznanego. Tutaj
liczy się to, co ma oglądalność.
Globalizacja treści emitowanych w
telewizji wiąże się z pojęciem telewizyjnego formatu. Początkowo był to schemat
według którego powstawały programy czy seriale, nienormowany prawnie. Z czasem
jednak gdy telewizja zaczęła przynosić krociowe zyski, wiadomo było, że twórcy
upomną się o swoje prawa. Dziś aby nakręcić serial czy teleturniej oparty na
powstałym wcześniej schemacie dostępnym na innym rynku, należy zapłacić sporą
kwotę za licencję. Do dziś jednak trwają spory prawników w kwestii prawa
własności intelektualnej. Co ciekawe, dziś na masową skalę handluje się
formatami, w polskim prawodawstwie nie istnieje jednak taki termin. Jakkolwiek
realizacja kupionego formatu telewizyjnego może być inspiracją niż wiernym
powielaniem, to drugie wyjście jest dziś najbardziej powszechne.
Najprawdopodobniej dlatego, że producenci kupując licencję, kupują gotowy
przepis na wielki zysk. Powielanie istniejącej sprawdzającej się formuły
minimalizuje ryzyko straty oraz oszczędza czas i twórczą energię nabywców.
Wystarczy tylko wszystko maksymalnie najwierniej odtworzyć. Przykłady takich
programów można mnożyć – talent show (X
factor, So You Think You Can Dance), programy z udziałem
gwiazd (Taniec z gwiazdami) czy coraz
popularniejsze programy kulinarne. Dziś przyjrzymy się jednemu z nich.
Hell’s Kitchen to program, który można zaliczyć do gatunku kulinarnego reality
tv. Należy on do grupy programów bardzo popularnych w dzisiejszej telewizji, w
którym uczestnicy rywalizują ze sobą. W Hell’s
Kitchen spotykają się kucharze amatorzy, którzy popisując się swoimi
umiejętnościami kulinarnymi, walczą o wygraną, jaką jest możliwość pracy w
restauracji szefa, który jednocześnie jest prowadzącym program, a także
otwarcie własnej restauracji. To Szef decyduje o tym kto odpadnie w danym
odcinku. W każdym z nich, uczestnicy mają do wykonania różne zadania, a pojedyncze
epizody zakończone są „serwisem”. Kucharze pracują w restauracji Piekielna
Kuchnia, która jest stworzona na potrzeby show. Ich zadaniem jest przygotowanie
i wydanie wszystkich zamówionych posiłków dla obecnych w restauracji gości.
Wszystko to, dzieje się pod okiem szefa. Tak naprawdę to on jest prawdziwą
gwiazdą show, a uczestnicy są tam tylko po to, by mógł nimi pomiatać (tak to
czasami wygląda z perspektywy widza), choć w założeniu jest tam dlatego, aby
ich jak najwięcej nauczyć.
W każdej edycji
programu, szef jest znaną i poważaną osobą w kulinarnym świecie, po emisji
programu zdobywa popularność również wśród publiczności nie zorientowanej w tej
dziedzinie. Jak to bywa w założeniu formuły reality TV, taka osoba momentalnie
staje się celebrytą. Samo spotkanie z nim jest dla uczestników wielkim
przeżyciem i prawdziwą lekcją, nie tylko gotowania. Charakteryzuje go bardzo
duża wybuchowość i gwałtowność, co na pewno zwiększa oglądalność – żaden „serwis”
nie może się obejść bez przekleństw, obelg oraz rzucania talerzami z
niedoskonałymi potrawami. Co jest najbardziej widoczne w programie Hell’s Kitchen, to fakt że gotowanie stoi niejako na ostatnim
miejscu. Program pokazuje przede wszystkim ile potrafi znieść człowiek
pracujący pod presją czasu, ciągle monitorowany przez kamery z wiecznie
krzyczącym i niezadowolonym szefem. Nie bez powodu program w tytule posiada
słowo „hell” (ang. Piekło), bo właśnie uczestnicy, aby „wygrać swoje marzenia”
(jakże popularne w tego typu programach) muszą przejść przez dosłowne piekło.
Oryginalną wersją
była ta pochodząca z Nowej Zelandii jednak bardziej znana jest brytyjska
(emitowana codziennie), na której z kolei bazuje amerykańskie show emitowane w
telewizji FOX. Stacja zajmuje się również emisją takich programów jak American Idol, So You Think You Can Dance,
MasterChef i X Factor. Program osiągnął
duży sukces, głównie ze względu na charyzmatycznego szefa Gordona Ramsaya. Realizowany
jest od 2005 roku do dzisiaj co tydzień, najnowszy 12 sezon miał swoją premierę
w marcu bieżącego roku. Jeśli chodzi o polską o edycję emitowaną w stacji
Polsat, miejsce wielkiego szefa zajął Wojciech Modest Amaro, wykształcony w
najlepszych europejskich szkołach kulinarnych, którego restauracja jako
pierwsza w Polsce otrzymała gwiazdkę MICHELIN – największe odznaczenie w
świecie kulinarnym.
W toku analizy
zauważyłyśmy, że samych różnic jest właściwie….niewiele. W każdej wersji
programu pojawia się prawie identyczna scenografia, zadania są podobne (albo
dostosowane do realiów państw w których są realizowane), uczestnicy to
pasjonaci zdeterminowani, aby wygrać program. Do prowadzącego odzywają się w
taki sam sposób jak w innych edycjach („tak, szef!”) a kulinarne guru, które
nad nimi czuwa bez najmniejszych skrupułów potrafi ich upokorzyć słownie. Teraz
nasuwa się pytanie, które może nurtować widza. Czy tak wygląda praca w wyrafinowanej
restauracji, gdzie dochodzi nie raz do rękoczynów? I na ile formuła programu
(jak każdego) ma przede wszystkim wzbudzać kontrowersje? Nie ma co się
oszukiwać. Lubimy oglądać kłótnie w telewizji i sytuacje w których kogoś
ponoszą nerwy, paradoksalnie nas to uspokaja i cieszymy się, że nie jesteśmy na
miejscu uczestników. Swoiste Igrzyska Śmierci, jakimi jest program Hell’s
Kitchen można zaliczyć do guilty
pleasures- szkoda nam uczestników, ale kogo nie bawi irytujący się
prowadzący?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz